Polska szkoła od dawna boryka się z problemami, zbyt niskie płace, spadek prestiżu zawodowego i w konsekwencji brak chętnych do pracy. Pandemia COVID i kryzys energetyczny tylko pogłębiły zapaść w polskiej oświacie. Najpierw chaos zdalnego nauczania, a teraz wzrost kosztów energii i ogrzewania paraliżują szkoły i samorządy.
"Temat edukacji dotyczy nas wszystkich, dotyczy naszych dzieci, naszych wnuków, dotyczy nas, jako rodziców. Szczególnie w dobie tego kryzysu, zarówno związanego z etosem nauczyciela, niskich płac, ale również tego, co dzieje się w polskich szkołach, trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, czym dzisiaj zajmuje się minister Czarnek. Minister Czarnek widząc, że mamy kryzys, minister Czarnek widząc, że samorządy mają trudności finansowe, nie ze względu na brak umiejętności zarządzania swoimi finansami, tylko ze względu na siedem lat rządów PiS, gdzie te budżety były każdego roku uszczuplane, ma czelność wychodzić i mówić do samorządowców, że jeżeli z różnych względów nie będą mieli pieniędzy na prąd, bądź na ciepło, to on będzie wprowadzał do szkół, a tak naprawdę do samorządów, zarządy komisaryczne. Chcemy powiedzieć bardzo wyraźnie, tutaj z Łodzi, Panie ministrze, proszę zająć się swoją robotą! Myśmy dwa tygodnie temu, z panem przewodniczącym Makowskim, wystąpili do Pana z wielką prośbą, z wielkim apelem, aby włączył się Pan w przygotowanie programu dla samorządów, żeby samorządowców odciążyć, żeby samorządowcom ulżyć, żeby samorządowcom pomóc, ale nie myśleliśmy, że po dwóch tygodniach Pana »bardzo ciężkiej pracy« jedyne, na co będzie Pana stać, to groźby i straszenie samorządowców" - stwierdził poseł Tomasz Trela, wiceprzewodniczący Klubu Lewica.
Polityk stanowczo podkreślił, że Lewica i samorządowcy oczekują od ministra Czarnka pilnych działań i konkretnych propozycji rozwiązania problemu. Takim rozwiązaniem miałoby być zarówno wsparcie finansowe samorządów, poprzez utworzenie funduszu wsparcia dla samorządów, ale też ustanowienie górnego limitu cen energii dla samorządów, co miałoby zapobiec drastycznym podwyżkom, jakie mają miejsce w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie koszty energii wzrosły o 1000%, w Radomiu, gdzie prąd poszedł do góry o 700%, czy we Wrocławiu, gdzie podwyżka wyniosła 500%. Jaka podwyżka czeka Łódź, jeszcze nie wiadomo, ponieważ przetarg na dostawy energii wciąż przed władzami miasta, jednak już dziś politycy i samorządowcy Lewicy apelują o ustanowienie górnego limitu cen energii dla samorządów i deklarują, że jest wola pracy nad takim projektem.
"Dzisiaj dyrektorzy szkół, prezydenci, radni rwią sobie włosy z głowy, zastanawiając się, co mają zrobić, żeby w szkole nie brakowało na opał, żeby w szkole nie brakowało na energię, żeby w szkole nie brakowało na paliwo, w zależności od formy ogrzewania. Więc my od Pana żądamy konstruktywnych, przejrzystych zasad i pomocy dla polskich szkół. Nie oczekujemy i nie życzymy sobie, żeby Pan jakiegokolwiek samorządowca obrażał" - dodał łódzki poseł.
"To jest oburzające, że minister Czarnek, zamiast przygotowywać szkoły na jesień i zimę, zamiast dbać o to, żeby żadne dziecko, żaden nauczyciel nie marzł w szkole, zajmuje się zastraszaniem samorządów. Minister Czarnek, zamiast przygotować szkoły na jesień i zimę, chce wprowadzać do samorządów komisarzy biedy, chce sprawdzać, czy jakiś samorząd, jakaś szkoła, jakaś rodzina przypadkiem nie zbiedniała, na złość partii rządzącej. Nie tak walczy się z kryzysem energetycznym, nie tak walczy się z ubożeniem, z jednej strony samorządów, z drugiej szkół, z trzeciej polskich rodzin. Dziś od ministra Czarnka, my jako Lewica, żądamy, żeby każdego dnia pukał do drzwi Kancelarii Premiera Morawieckiego i domagał się wprowadzenia programów osłonowych dla samorządów, tak żeby żadnej szkole nie groziła edukacja zdalna, tak żeby żadnej szkole nie groziły zimne kaloryfery" - podkreśliła posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Kryzys energetyczny to jednak niejedyny problem polskiej edukacji, jak podkreśliła posłanka Lewicy. Od lat szkolnictwo boryka się z zapaścią kadrową, którą pandemia COVID, niskie wynagrodzenia i agresywne, pogardliwie podejście ministra Czarnka tylko pogłębia. Rozwiązaniem tej sytuacji, według Lewicy, ma być proponowana przez ugrupowanie podwyżka dla nauczycieli w wysokości 20%.
"Te 20% to nie jest gwiazdka z nieba, to nie są żadne luksusy, inflacja dziś to 17,2%, 20% podwyżki dla nauczycieli to w zasadzie waloryzacja ich wynagrodzeń. I to pierwszy krok, krok konieczny, żeby zatrzymać fale odejść z polskich szkół. Dziś w całej Polsce brakuje około 11 tysięcy nauczycieli, dla ministra Czarnka jeden nauczyciel, którego nie ma w szkole, to nie jest problem. Dla ucznia to oznacza, że nie ma kto go uczyć albo fizyki, albo chemii, albo języka obcego" - dodała posłanka z Wrocławia.
Proponowana przez Lewicę podwyżka wynagrodzeń nauczycieli nie powinna obciążać samorządów, a wynagrodzenia nauczycieli powinny być w całości pokrywane przez budżet państwa, uważają politycy Lewicy i przypominają o obywatelskim projekcie ustawy, złożonym przez ZNP, który zakłada, że wynagrodzenia nauczycieli wypłacane będą z budżetu państwa. Posłanka Dziemianowicz-Bąk zaapelowała o odmrożenie tego projektu i zapewniła, że zyska on poparcie zarówno Lewicy, jak i innych ugrupowań opozycyjnych.
"Polska szkoła jest w głębokim kryzysie i to widać już gołym okiem. Najgorsze jest to, że minister Czarnek nie zauważa tego i nie chce zauważyć. W jego propagandzie sukcesu są same dobre strony, on mówi o aktywnej tablicy, on mówi o wycieczkach szkolnych, ale tym zupełnie nie żyje polska szkoła. Polska szkoła żyje zupełnie czymś innym, polska szkoła to wakaty, to braki kadrowe, to właśnie 11 tysięcy nauczycieli, których szkoły potrzebują. W województwie łódzkim brakuje prawie 700 nauczycieli, a w samej Łodzi ponad 300. To jest określona ilość godzin lekcyjnych, których w szkole nie ma, w szkole nie ma często matematyki, języka polskiego i to przez kilka miesięcy. Dlatego rodzice muszą płacić za korepetycje, aby uzupełniać braki wiedzy, bo uczniowie tej wiedzy nie zdobędą w szkole. To są problemy!" - przekonywał Marek Ćwiek, prezes łódzkiego okręgu ZNP.
Związkowiec zwracał też uwagę na inne problemy, z którymi mierzy się polska edukacja. Mówił o wielozmianowości, przez którą uczniowie kończą zajęcia nawet o 20.00, nauczycielach bez kwalifikacji do nauczania danego przedmiotu, zatrudnieniu emerytów, a wszystko przez braki kadrowe. Prowadzi to też do sytuacji, że rodzice przenoszą dzieci do prywatnych szkół, licząc na wyższą jakość nauczania, jednak nie każdego stać na takie rozwiązanie. Przyczyną braków kadrowych, jak wskazywał Marek Ćwiek z łódzkiego ZNP, jest spadek prestiżu zawodowego nauczyciela i niskie wynagrodzenia, przez które studenci i absolwenci uniwersytetów nie myślą o pracy w szkołach. Żeby zwrócić uwagę na te problemy, od 1 września ZNP prowadzi akcję protestacyjną.
"Potrzebujemy wsparcia finansowego, potrzebujemy zmian budżetowych, ale my nie wiemy, w chwili obecnej, czy nauczyciel w ogóle otrzyma podwyżkę od przyszłego roku. Podwyżka jest niezbędna, bo młody nauczyciel, rozpoczynający pracę w szkole, zarabia na rękę niecałe 2700 zł, to tyle ile wynosi płaca minimalna" - dodał związkowiec.
"Co jakiś czas informowaliśmy, ile otrzymujemy subwencji oświatowej, a ile wydajemy na łódzką oświatę. Za ten rok, bo co do przyszłego dopiero się przygotowujemy i nie jesteśmy w stanie ocenić, jakiej wysokości w przyszłym roku otrzymamy subwencję oświatową, ale za ten rok wydaliśmy ponad 1,3 miliarda złotych, a otrzymaliśmy 760 milionów subwencji. Łatwo policzyć, że prawie 600 milionów złotych dokładamy do edukacji. Problemem są oczywiście wynagrodzenia, my postulujemy, żeby ciężar, jeśli chodzi o finansowanie wynagrodzeń, był przerzucony na budżet państwa, bo w Łodzi to jest ponad 800 milionów złotych na same wynagrodzenia, a otrzymujemy subwencji oświatowej 760 milionów, więc z budżetu centralnego, z subwencji oświatowej, nie mamy nawet zabezpieczonych środków na wynagrodzenia dla nauczycieli" - alarmowała Małgorzata Moskwa-Wodnicka, wiceprezydent miasta Łodzi.
Samorządowczyni stwierdziła, że nikt dotąd się nie spodziewał sytuacji, w której samorządy będą musiały się zastanawiać, czy będą w stanie ogrzać szkoły i czy stać samorządy na oświetlenie klas, a wszystko przez drastyczne wzrosty cen energii i brak wsparcia ze strony rządu. Groźby ministra edukacji ani nie pomagają, ani nie rozwiązują najpoważniejszych problemów edukacji. Choć minister Czarnek przyzwyczaił się do wygrania samorządom, w tej sytuacji niczego nie osiągnie, uważają przedstawiciele Lewicy.
"Ja rozumiem, że ta metoda straszenia funkcjonuje od kilku lat, ale nie przyniosła żadnych rozwiązań, bo oprócz tego, że mamy problem z niewystarczającymi środkami, dzisiaj mamy problem z drogim prądem, a jedyna recepta ministra, to jest straszenie zarządem komisarycznym. To są problemy, które powinny być rozwiązywane natychmiast, a nie sposobem straszenia" - dodała samorządowczyni.